× STRONA GŁÓWNA TEAM| WYDARZENIA| KALENDARZ| WYNIKI| GALERIA| GPS| STOWARZYSZENIE O NAS
WYDARZENIE
JURA MTB RACE (13-15.08.2022)

Od kilku lat można obserwować pewien boom na etapowe wyścigi kolarstwa górskiego. Nasza drużyna w 2018 roku brała udział w Gwieździe Południa, etapówce rozgrywanej jak większość tego typu imprez w górach. W tym roku ucieszył nas fakt, że największy organizator imprez MTB w naszym regionie, Stowarzyszenie Pro-Rower, stojące również za cyklem Bike Atelier MTB Maraton, postanowiło zorganizować etapówkę w środkowej części Jury Krakowsko-Częstochowskiej.

Jako mieszkańcy tych terenów czuliśmy, podobnie jak przed Jura Ultra MTB Maraton, pewien obowiązek wystawienia drużyny na ten wyścig zwłaszcza, że jego trasa przebiegała przez miasto Zawiercie, a miejscami startu miały być Myszków, NiegowaŻarki. W wyścigu można było startować na dwóch dystansach: Pro - dla doświadczonych zawodników, oraz Hobby - dla tych trochę bardziej początkujących. Opłata startowa wynosiła 380zł od osoby - nie mało, jednak jej wysokość można zrozumieć - na tego typu imprezach frekwencja nie jest wysoka, wysoki natomiast jest poziom współzawodnictwa. Bez doświadczenia, dla relaksu, czy z ciekawości - wyścigu etapowego się raczej nie wybiera. Na szczęście nam pomógł Urząd Miasta w Zawierciu, dofinansowując udział trzech naszych zawodników. Za tą pomoc serdecznie dziękujemy!

Z naszego klubu chęć udziału na dystansie Pro zgłosili: Kuba, Rafał, Marcin oraz ja - wszyscy jesteśmy mieszkańcami Zawiercia, więc czuliśmy się trochę jak reprezentacja naszego miasta. W wyścigu prowadzona miała być również klasyfikacja drużynowa - liczyć miały się czasy trzech i tylko trzech zawodników z formalnej lub nieformalnej drużyny / grupy osób. Marcina, czującego jeszcze skutki niedawnej kontuzji, wstawiliśmy do rezerwy, natomiast pozostała trójka miała liczyć się do klasyfikacji. Na dystansie Hobby nie wystawialiśmy natomiast nikogo.

Tydzień przed wyścigiem formalnie wszystko było już załatwione i można było spokojnie przygotowywać się do wyścigu.

CZWARTEK

Czwartek to najwyższa pora żeby sprawdzić sprzęt przed wyścigiem - w końcu w poprzedni weekend braliśmy udział w dwóch startach, z czego jeden był dość brutalny dla sprzętu. W swoim rowerze wymieniłem okładziny hamulcowe, stare były zużyte do tego stopnia, że ostatnio występował już problem z hamowaniem. Po dokładnym przyjrzeniu się oponom w tej z tyłu stwierdziłem dwa duże nacięcia/przetarcia na bokach - gdybym używał systemu bezdętkowego to z całą pewnością taka opona byłaby już do wyrzucania, a któregoś z poprzednich wyścigów pewnie bym nie ukończył. Czwartek to już za późno, żeby znaleźć nową oponę - tych wyścigowych w rozmiarze 26 cali dostępnych jest jak na lekarstwo. Co więc zostało? Ano przykleić duże łatki na oponę - od wewnętrznej jej strony. Tymczasowa naprawa, która nie usuwa problemu w 100% i nadal na jej boku jest 'bąbel', ale minimalizuje ryzyko, że dętka wyjdzie dziurą. Rozwiązanie to również ma wadę - trzeba mieć trochę większe ciśnienie w oponie. Ostatnio jeździłem na 1.5 atmosfery i jeździło się bardzo dobrze, ale jest to ciśnienie poniżej minimalnego zalecanego przez producenta (choć praktycznie wszyscy w peletonie tak jeżdżą) - takie ciśnienie często właśnie niszczy boczną stronę opony. Na wyścig chcąc nie chcąc musiałem wpompować bezpiecznie 2.2 atmosfery. Przyczepność jest mniejsza, ale szansa ukończenia etapu - znacznie większa, co ma niebagatelne znaczenie dla zawodnika będącego częścią drużyny.

PIĄTEK

Dzień przed wyścigiem należałoby odpocząć ile się da. Krótko po 16:00 już odpoczywałem… jednak nie na długo. Tego dnia istniała możliwość odebrania numeru startowego, co mogło zaoszczędzić formalności następnego poranka. A że biuro zawodów było niedaleko, bo raptem 15km od domu, to dałem się przekonać Rafałowi i wieczorem podjechaliśmy rowerami na miejsce. Rafał w czwartek nie miał czasu sprawdzić sprzętu, i jak się okazało - trzeba było jeszcze co nieco poprawić. Informacja, że dzień przed wyścigiem rower ma problemy mechaniczne do najprzyjemniejszych nie należy. Na szczęście wszystko udało się naprawić.

SOBOTA

Miejscem startu pierwszego etapu był Myszków Światowit, a konkretnie kompleks rekreacyjno-wypoczynkowy Dotyk Jury. Z Zawiercia na miejsce samochodem jest raptem 15 minut. Można było wyjechać później, a więc i rano bardziej się wyspać. Start miał odbyć się dopiero o 11:00 - najpierw miał ruszyć na trasę dystans Pro, a 10 minut później - Hobby. Pogoda, pomimo różnych prognoz, była optymalna - sucho, ciepło, pochmurnie.

Zdjęcie: Oliwia Kamińska Fotografia

Miejsce startu wybrano dobrze - przestrzeni było sporo, łatwo więc było zainstalować niezbędną do przeprowadzenia wyścigu infrastrukturę, i jak się okazało - również bezpiecznie można było poprowadzić pierwsze fragmenty 52-kilometrowej trasy. Wiodły one płaskimi odcinkami szutrowymi, idealnymi na rozciągnięcie peletonu. Mieszkam blisko, ale wcześniej tamtędy nie jechałem. W okolicach Góry Włodowskiej wpadaliśmy do gęstego lasu - jest tam wąsko i nierówno, wszyscy jednak i tak czekali na podjazd, który miał niedaleko nastąpić. Na podjeździe nastąpiła kolejna selekcja, większość zawodników jechała tutaj już sama, albo w małych grupkach.

Zdjęcie: Oliwia Kamińska Fotografia

Dalej były odcinki znane i lubiane przez kolarzy górskich, i to nie tylko lokalnych. Najpierw w miarę prosty kawałek między skałkami rzędkowickimi a okolicami Góry Zborów (czyli czarny szlak rowerowy), następnie wjazd na Aptekę od łatwiejszej strony, ostry zjazd z Apteki oraz podjazd terenem wzdłuż stoku w Morsku (czerwony szlak pieszy), zjazd w kierunku Podlesic (niebieski szlak pieszy). Kilka następnych kilometrów na profilu wysokościowym groźnie nie wygląda, ale skoro organizator wytyczył tam trasę MTB, to prawie na pewno muszą tam być piachy. Z nich wygrzebaliśmy się dopiero w Skarżycach pod Okiennikiem Wielkim. Tutaj można było na asfaltach dać trochę odpocząć kręgosłupowi, trasa biegła przez 6km nowymi ścieżkami rowerowymi zbudowanymi przez nasze miasto. Jednak wcale płasko tam nie jest, bo choćby w stronę Piecek podjazd jest solidny. I tak oto wróciliśmy w okolicę stoku w Morsku. U jego podnóża wjechaliśmy na czarny szlak pieszy, mało popularny i dość mocno zjeżdżony przez konie. Trochę dalej mieliśmy okazję ponownie przejechać w okolicach skałek rzędkowickich, by odcinkami pokonanymi już jakieś 2 godziny wcześniej dostać się na metę.

Zdjęcie: Oliwia Kamińska Fotografia

Etap był całkiem przyjemny. Dość dobrze się na nim zaprezentowaliśmy. Kuba przyjechał trzeci Open, a drugi w swojej kategorii, tracąc niecałą minutę do zwycięzcy. Trzeba jednak oddać, że dwóch najlepszych zawodników - wielokrotnych Mistrz Polski Adrian Brzózka oraz Michał Ficek - zgubili trasę, przez co stracili jakieś 5-10 minut na tym etapie. U nas obyło się bez przygód - w klasyfikacji drużynowej na tym etapie byliśmy na 4 miejscu. Dekoracje odbyły się szybko, więc krótko po 15:00 byliśmy już w domu, żeby odpocząć przed jutrzejszym etapem.

NIEDZIELA

Na niedzielę zaplanowano drugi etap - o długości 50km - ze startem w Niegowej, konkretnie przy tamtejszym boisku piłkarskim. Peleton tym razem został rozdzielony na sektory - pierwsza dwudziestka poprzedniego etapu miała przyznany pierwszy sektor, reszta musiała zadowolić się drugim - który startował 2 minuty później. Gdyby to było wiadome dzień wcześniej to mam wrażenie, że kilka osób zagięło by się bardziej, żeby tylko w tej dwudziestce się znaleźć.

Rozdzielenie na sektory miało sens w przypadku tej lokacji - na trasie po wyjeździe z boiska od razu następowały wąskie i dość techniczne odcinki terenowe poprowadzone w kierunku Mirowa. Dodatkową trudnością tego dnia był również deszcz i błoto powstałe po nocnych opadach. Ewidentnie tym razem start był typowo 'jurajski', ale ten trudniejszy odcinek miał może 4 kilometry.

Zdjęcie: Oliwia Kamińska Fotografia

Dalej następowały piaszczyste szutry, choć w miarę płaskie, to jednak niezbyt przyjemne - przynajmniej dla kogoś, kto ma w oponach wysokie ciśnienie, tudzież nie posiada roweru typu 'full'. Stawka w tym miejscu była już mocno podzielona - przede mną widziałem 2 osoby mające jakąś minutę przewagi, za mną - nikogo. Tymi szutrami lokalsi jeżdżą sporadycznie. Bardziej wymagające i jurajskie odcinki zaczęły się dopiero w Hucisku - można by powiedzieć, że to właśnie była 'esencja etapu'. Tam też z nieba mocno lunęło, i o ile jazdę we wcześniejszym błocie dało się w miarę kontrolować, to teraz, przy takim opadzie i ograniczonej widoczności przez okulary, jechało się z kontrolą bardzo ograniczoną. Jednak pomimo deszczu chłodu się nie czuło.

Zdjęcie: Oliwia Kamińska Fotografia

Zaraz potem następowały dość ciężkie odcinki w okolicach Podlesic. Wszyscy je lubimy… ale raczej na sucho. Przy tej pogodzie jazda zielonym szlakiem pieszym w kierunku Kostkowic była bardzo niebezpieczna. Trochę odpocząć można było dopiero na następnych 10km, z całej etapówki chyba najnudniejszych - odcinki w pobliżu Browarka były poprowadzone trochę na siłę żeby etap wydłużyć. Nie sprawiały żadnej przyjemności. Gdzieś w okolicach Dobrogoszczyc zaczęło się robić ciekawiej, a co najdziwniejsze - nawierzchnia przez jakiś czas wydawała się sucha. Końcówka etapu to niebieski szlak pieszy w pobliżu MirowaBobolic, którym często jeździmy, i w zasadzie jest standardem na wszystkich wyścigach biegnących w okolicy.

Zdjęcie: Oliwia Kamińska Fotografia

Na tym etapie trochę pecha przydarzyło się i nam. W konsekwencji Kuba przyjechał dopiero na szóstej pozycji Open, choć utrzymał drugą pozycję w kategorii wiekowej. Poważniejszym problemem było doprowadzenie do stanu używalności sprzętu na dzień jutrzejszy. Mi zajęło to nieco ponad godzinkę.

PONIEDZIAŁEK

Poniedziałek wypadał 15 sierpnia, czyli w święto kościelne. Startować mieliśmy w pobliżu Sanktuarium w Leśniowie, co wydawało się trochę niefortunnym wyborem, ale jak znam życie - lepszej lokacji w Żarkach nie można było znaleźć. Etap miał mieć 70km, wcześniej słyszałem, że poprowadzono go głównie szerokimi drogami leśnymi i ogólnie miał być łatwy. Z profilu i mapki tak wynikało - 50km w miarę płaskie, a ostatnie 20km to interwał. Tym razem panował skwar, tak więc z jednej skrajności przeszliśmy w drugą.

Zdjęcie: Oliwia Kamińska Fotografia

O tych początkowych 50km niewiele chciałbym napisać. Faktycznie były w miarę płaskie, faktycznie były w miarę szerokie, ale piachy były takie, że można było w nich utonąć. Wyjeżdżając z lasu na łąki doskwierał straszny upał. Mimo to nie widziałem u siebie i u konkurencji jakiegoś zmęczenia poprzednimi etapami. Podobnie jak poprzednio jechałem w pobliżu Darka Gnata z Bike Atelier Team oraz Anny SadowskiejRoberta Karaska z RK Exclusive Door MTB Team. Czasami nawet próbowaliśmy utworzyć grupkę, jednak dość archaiczny rower z 26-calowymi kołami, na jakim jechałem powodował, że było to trudne zadanie. Na łatwych technicznie odcinkach moje tempo było za wysokie, na tych trudniejszych technicznie - ledwo się ich trzymałem. Na ostatnich 20 kilometrach postanowiłem się urwać. Teren temu sprzyjał, bo interwał mi bardzo pasuje. Trasa przebiegała wtedy między Złotym Potokiem, przez Ostrężnik, aż do samych Żarek.

Po tym etapie Kuba utrzymał swoją lokatę, podobnie jak reszta ekipy, co pozwoliło na zdobycie czwartej pozycji w klasyfikacji drużynowej. Można to uznać za dobry wynik zważywszy, że przed nami były tylko ekipy CST Accent, Fabryki Rowerów i Bike Atelier. Organizację samej etapówki, pomimo małych wpadek, uznałbym za udaną. Trasy były ciekawe, choć gdyby myśleć o prawdziwie jurajskiej etapówce, to trzeba by trochę rozszerzyć teren na którym jest rozgrywana. Idealnie byłoby to zrobić według mnie w czterech etapach: Dolinki Podkrakowskie, Olkusz, Podlesice oraz Żarki. Pokrywałyby one praktycznie cały teren Jury. Jednak ze względu na trudności organizacyjne ciężko myśleć w obecnych czasach o takim wydarzeniu.

Paweł Pabich
Powrót...